czwartek, 13 stycznia 2011

Islamizacja Europy

Wydarzenia ostatniego weekendu znalazły się na pierwszych stronach wszystkich francuskich gazet. Zabójstwo dwójki młodych francuzów w Nigerii. Jeden z nich mieszkał tam już do kilku lat, pracując dla tego kraju. Drugi - przyleciał na jego ślub z Nigeryjką wyznania muzułmańskiego. Media początkowo wstrzymywały się od wskazania sprawców tragedii, tłumacząc się brakiem dowodów. Szybko okazało się, że nie był to nieszczęśliwy wypadek lecz morderstwo z premedytacją. Doszło do starcia sił obrony z grupą terrorystów, ale z bezowocnym skutkiem. Sprawców do tej pory nie odnaleziono.
Reakcja Sarkozego, do którego moje poparcie wzrasta z każdym jego wystąpieniem, skomentował te wydarzenia jako „barbarzyństwo w najczystszej postaci”. I tylko on po raz kolejny niestety miał odwagę wyrazić swoja opinię. Pozostali politycy ograniczyli się do „poprawnie politycznych wypowiedzi”, z których – wiadomo -  nie wynika nic konkretnego.
I to kolejny gwóźdź do trumny prezydenta.  Atłasową wyściółką jednak, w tym starannie przygotowywany meblu, jest próba wniesienia zakazu modlitw na ulicy. Tak naprawdę, to chyba zaostrzenia zakazu, bo z tego co wiem, to taki zapis już istnieje, o czym muzułmanie zapomnieli zapewne, nie wiedzą…lub udają, że nie wiedzą. Każdy piątek ulice kilku największych miast republiki, są zupełnie zablokowane przez modlących się muzułmanów oraz ich ochronę (sic!). Policja  otrzymała nakaz nie interweniowania. Paryżanie mają dość. Lepiej późno niż wcale, można by dodać. Coraz częściej dochodzi do demonstracji walczących przeciwko zakłócaniu przestrzeni publicznej. Często, na znak protestu, w dzielnicach najbardziej oblężonych przez modlących się, organizuje się święto „wina i parówki”. Jeden z anonimowych Paryżan, każdy piątek przemieszczał się w miejsca modłów i z ukrytej kamery pokazywał światu, jak wygląda ukochana stolica wielu ludzi. Za te filmiki, wydano na niego wyrok śmierci. W tej wielkiej debacie, muzułmanie bronią się brakiem miejsca na modlitwy. Nijak się to ma oczywiście do, rosnących  jak grzyby po deszczu, meczetów i minaretów. Warto również zauważyć, że na paryskich ulicach modlą się nie tylko mieszkańcy tego miasta. Sądząc po rejestracjach samochodów, jest to raczej swoisty pokaz siły. Kiedy córka obecnego ministra Marie Leppin, mająca w najbliższych wyborach wymienić ojca, dobitnie skomentowała: „W systemie francuskiej świeckości i sekularyzacji, nie ma miejsca na okupacje”, natychmiast – rzecz już wiadoma – została oskarżona przez aktywnie działające organizacje islamskie, o podsycanie do nienawiści i walki zbrojnej. Od razu skojarzono  „jej okupację”  z okupacją hitlerowską, choć autorka nie do końca to miała na myśli. Zatem jest jeszcze faszystką.
  Nie tak dawno w Rosji święciła sukces książka „Meczet Notre-Dame 2048”. Czasy już „pochrystusowe”, gdzie jedyną religią jest islam i jak łatwo zgadnąć z tytułu, jest to, choć trochę przerysowana, jednak wielce prawdopodobna wizja. Przetłumaczona na język francuski przeszła bez echa, bo „uchodzi za niepoprawną politycznie”. Cieszę się, że w ogóle się ukazała.
  Europa bije na alarm. W Belgii, gdzie połowa noworodków rodzi się w islamskich rodzinach, do rządu dochodzą skrajne ugrupowania opowiadające się przeciwko wszelkiej imigracji, bezwzględnie zakazujące noszenia chust w szkołach.
Niemcy postanowili się przebudzić, po tym jak policzyli meczety i kościoły. Angela Merkel w końcu przyznaje, że „Niemcy stały się bastionem islamu” i oznajmia: „multikulturalizm całkowicie zawiódł”, zwracając tym samym uwagę muzułmanom, że muszą przestrzegać konstytucji, a nie szariatu jeśli chcą żyć w tym kraju. W pierwszej kolejności zabiera się za ratowanie kobiet od przymusowych małżeństw, które nie są zgodne z niemieckim prawem. Jednocześnie zwraca uwagę na niski poziom wykształcenia imigrantów, zamierzając przeznaczyć fundusze na ich edukację, by w przyszłości mieli szansę na zatrudnienie, a nie na socjalne na koszt państwa.  Znana niemiecka feministka Alice Schwarzer apeluje w książce „Za integracją, przeciwko islamizacji” do resztki Niemców. Swoja drogą, cóż za absurd historii,  gdzie się podziali Niemcy, potęga narodów, czysta krew, aryjska rasa? „O gdzież się podziały niegdysiejsze śniegi?” . Falę oburzenia wywołało przemówienie prezydenta Christiana Wullfa w dwudziestą rocznicę zjednoczenia Niemiec, który przyznał, że „Islam jest częścią Niemiec”. To wynik bezowocnego planu „multikulturalności”, z jakim boryka się rząd niemiecki. To krzyk bezradności.
W Anglii liczba wyznawców Allaha w ciągu ostatniego dziesięciolecia wzrosła z 82 tyś. do 2,5 mln! Modli się tam w ponad 1000 meczetach – wiele z nich to dawne kościoły. Jedna z firm zabawkarskich przez moment wycofała świnkę z farmerskiego zestawu „na prośbę oburzonych klientów”, na szczęście w porę się zreflektowała. Szariat w Anglii wchodzi „od kuchni” wiele szkół zostało zobligowanych do korzystania z usług cateringowych przygotowujących halal, tak by dzieci muzułmańskie nie były już więcej narażone na jedzenie „nieczystego” mięsa, a pozostałym nie czyni to przecież różnicy.
W Holandii i Rosji co piąty mieszkaniec deklaruje swoje muzułmańskie wyznanie. W Paryżu obywateli do dwudziestego roku życia pochodzenia muzułmańskiego jest 45%. Wtorkowy „Le monde” podaje wyniki dwóch niezależnych sondaży: 40% Francuzów czuje zagrożenie ze strony islamu (podobnie jest w Niemczech i Anglii).
W Hiszpanii „awantura o szynkę”. Nauczyciel geografii oskarżony o „godzenie w uczucia religijne” po tym, jak  opowiadając dzieciom o eksportowanych produktach, wspomniał o najsławniejszej, wyszukanej, będącej dumą kraju, szynce jamon. Muzułmanie w Hiszpanii domagają się w formie przeprosin za wypędzenie ich przodków w 1492, pełnych praw obywatelskich, wnosząc przy tym długą listę roszczeń. Na pierwszym miejscu, oprócz hiszpańskiego obywatelstwa, zwiększenia ilości meczetów, cmentarzy i nie wtrącania się w obyczajowość, czyli w aranżowane małżeństwa, gdzie kobiety są więzione i wykorzystywane seksualnie. To przecież „rodzinne interesy”. W październiku zeszłego roku domagano się zaprzestania emitownia telenoweli pt: „Pustynna miłość”, ich zdaniem antymuzułmańskiego, (w Polsce na TV Puls), bo porusza temat aranżowania małżeństw i nierównego traktowania kobiet.
Muammar Kadafi jakiś czas temu oznajmił, że: „Wszystko wskazuje na to, iż Allah zapewni islamowi zwycięstwo w Europie bez użycia miecza czy broni, bez podboju. Nie potrzebujemy terrorystów, nie potrzebujemy zamachowców. Miliony europejskich muzułmanów zmienią ten kontynent w islamski w ciągu zaledwie  kilku dekad”
  Przypomina mi się pewna zagorzała dyskusja sprzed kilku lat, przeprowadzona z młodym Algierczykiem w Anglii. Zirytowany moimi tezami o islamie, jako zagrożeniu kultury europejskiej, z braku argumentów wykrzyczał: „ I tak zdobędziemy Europę, jak nie siłą, to cierpliwie i spokojnie zapładniając tyle Europejek ile się da!”.
  Stolica Apostolska podaje, że w ubiegłym roku zanotowano, co prawda  tylko o część procenta, więcej populacji wyznania muzułmańskiego, niż chrześcijańskiego, ale jest to tendencja wzrostowa i przede wszystkim niepokojąca. Benedykt XVI podchodzi do sprawy trochę odmiennie, niż jego poprzednik. Miast przepraszać za dawne dzieje i wyprawy krzyżowe, operuje liczbami. Obecnie na świecie z powodu wiary ginie 170 tyś, a prześladowanych jest ponad 200 mln chrześcijan. Że cierpią muzułmanie, każdy wie, a co z resztą?! Już nie wspomnę o innych wyznaniach, których - czasem  krwawe - prześladowania świat zwyczajnie nie widzi.
W telewizji francuskiej ukazuje się teraz taka reklama:  czterej królowie przychodzą do żłóbka małego Jezuska. Po przedstawieniu się, Maria zapytuje zdziwiona skąd „ten czwarty”? A to Monsieur, który ofiaruje redbulla. I wszyscy odlatują do nieba. Mnie – katoliczki - to nie obraża, z odrobiną dystansu nawet bawi. Ciekawe jak by zamienić Jezusa na Mahometa…
A premier Tusk, w imię integracji europejskiej, wspominanej już tutaj wielokulturowości, widziałby Turcję w strukturach Unii. Tą samą Turcję, która niespełna miesiąc temu jawnie opowiedziała się przeciwko świętom Bożego Narodzenia w Europie. Gratuluję.
 W noworocznym orędziu, prezydent Sarkozy wyraźnie powiedział; „Francja nigdy nie pozwoli żadnej religii na narzucanie sobie praw”, oby tylko nie zabrakło mu siły w dotrzymaniu słowa.

1 komentarz:

  1. Bon soir, aż tak żle jest ?

    i znowu naród polski uratuje Europę
    przed barbarians, jak pod Wiedniem ?

    :-)

    Głupie kraje zachodu same sobie winne,
    sprowadziły "muesli" do pracy a teraz
    jak już za póżno to biadolą...

    zwycięży Orzeł Biały :-)

    pozdrawiam z Marsylii, Aleksandro !

    Maciek, http://ezoteryczna.pl

    OdpowiedzUsuń